Dochodziła godzina 16, kiedy siedziałyśmy z Ashley w jej salonie, przy książkach. Poszłyśmy do niej zaraz po szkole, ponieważ dziewczyna poprosiła mnie o pomoc w nauce. Co prawda, nie byłam jakąś pilną uczennicą i miałam czasami problemy z nauką, ale ten temat rozumiałam doskonale, w porównaniu z przyjaciółką, która zupełnie tego nie ogarniała.
Ja i Ash znałyśmy się od pierwszej klasy. Jako dzieci codziennie spędzałyśmy ze sobą czas w szkole, jak i poza nią. Kiedy pierwszy raz się zobaczyłyśmy, od razu wiedziałyśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Lubiłyśmy to samo. Komedie romantyczne, jak i książki od przygodowych po romantyzm i science fiction, to to, bez czego nasze życie by nie istniało. Ubierałyśmy się bardzo podobnie i miałyśmy też praktycznie identyczne wymagania co do chłopaków. Obecnie nie mogłyśmy sobie pozwolić na spędzanie tyle czasu razem z powodu nauki. Co do wyglądu Ash, zawsze jej zazdrościłam co najmniej włosów i figury. Ona za to uwielbiała mój wygląd, choć nie wiedziałam, co w nim widziała.
Po dwóch godzinach wałkowania materiału z matmy, miałyśmy już dosyć, więc postanowiłyśmy skończyć na dzisiaj.
- Będę się powoli zbierać, rodzice niedługo powinni wrócić, a nawet do nich nie zadzwoniłam - powiedziałam, pakując książki i zeszyty do torby.
- Ok. Dzięki za pomoc. Jutro kartkówka, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła - podziękowała Ashley, sprzątając ze stołu szklanki po sokach.
- Nie ma za co. Zobaczymy się jutro - wstałam i pocałowałam dziewczynę w policzek. - Paa - dodałam wychodząc z pokoju. Dziewczyna pomachała mi, kiedy zamykałam drzwi wejściowe.
Był luty, więc wracając do domu, wiatr targał moje włosy. Poprawiłam plecak, zakładając go na oba ramiona, po czym zapięłam kurtkę pod samą szyję. Przez silny podmuch prawie straciłam równowagę, więc musiałam mocniej spiąć mięśnie.
Dochodząc do domu, nie zauważyłam samochodu rodziców, co oznaczało, że jeszcze nie dojechali. Oboje pracowali w firmie architektonicznej, więc jeździli do biura razem. Moi rodzice poznali się na studiach i od tamtego czasu byli nierozłączni. Przed drugim garażem stał, za to, samochód mojej siostry, który dostała w prezencie od dziadków za zdane prawo jazdy. Wygrzebałam klucze z kieszeni kurtki i otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Zdejmując kurtkę, a następnie buty, zadzwonił mój telefon. Na ekranie mojego iPhone wyświetliła się nazwa "babcia". Nadusiłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha trzymając go między ramieniem a uchem, kiedy męczyłam się z ostatnim butem.
- Halo - powiedziałam.
- Dell - zapytała babcia cienkim, ochrypłym głosem. Przez telefon słychać było, że płakała.
- Tak, babciu. Czy coś się stało?
- Ja...och dziecko. Nie mogę w to uwierzyć, mam złą wiadomość - zaszlochała kobieta i podciągnęła nosem.
- Jaką wiadomość? Dlaczego płaczesz - zapytałam zdziwiona i ciekawa odpowiedzi.
- Boże święty, dziecko, nie wiem, jak ci to powiedzieć. Twoi... - zamilkła na moment. - Twoi rodzice mieli wypadek.
Bum. Moje oczy "wystrzeliły" z orbit, a serce zaczęło mocnej bić. Co ona powiedziała? Wypadek? Jaki, kurwa, wypadek? To jakieś żarty? - Wypadli z trasy i uderzyli w drzewo - wyjaśniła. Jak to uderzyli w drzewo? Powiedźcie, że żartowała. Kurwa. Chciałam ich zobaczyć, miałam nadzieję, że nic im nie jest. Nie przeżyłabym, gdyby coś im się stało. Musiałam wszystko wiedzieć, musiałam się z nimi skontaktować.
- C...co? Przecież...Jak to się stało? Czy mogę... - chciałam coś powiedzieć, ale kobieta mi przerwała.
- Cholera, Dell, twoi rodzice nie żyją - wykrzyczała do telefonu, płacząc jeszcze mocniej. Moje ciało zesztywniało. Jak to nie żyją? To nie mogła być prawda. Czy to była jakaś ukryta kamera? Szloch babci wskazywał na to, że jednak nie. Patrzyłam na siebie w lustrze, a moje oczy już po sekundzie zaszkliły się przez łzy, które szybko rozlały się po mojej twarzy. Nie mogłam, nie potrafiłam nic powiedzieć. Słyszałam tylko płacz babci przez słuchawkę po drugiej stronie. Przez moją głowę ciągle przebiegały słowa: ''twoi rodzice nie żyją''. Wszystko we mnie zaczęło pulsować.
- Dziecko, jesteś tam - zapytała niepewnie babcia, po kilku dobrych minutach. - Powiedz coś.
- A...ale jak - pytałam, kiedy pewien ból ukuł moje serce.
- Przykro mi, że dowiadujesz się tego w taki sposób. Będzie dobrze, skarbie. Przekaż to siostrze. Kiedy załatwię z dziadkiem wszystkie formalności, przyjedziemy do was - mówiła kobieta, a ja jej w ogóle nie słuchałam. To było straszne i nie mogło dziać się naprawdę. Chciałam umrzeć, po prostu zasnąć i się nie obudzić. - Ty i Sheel musicie być silne. Przyjedziemy dzisiaj. Do widzenia, kochanie - pożegnała się ze mną i rozłączyła. Stałam jak słup. W lustrze widziałam, jak moja twarz zrobiła się cała czerwona od łez, a usta były sine. Strasznie zakręciło mi się w głowie, więc postanowiłam usiąść. Usadowiłam się na ziemie pod ścianą, przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i rozpłynęłam się w płaczu. Wyrywałam sobie włosy z głowy i cała się trzęsłam. Mój szloch widocznie było słychać w całym domu, gdyż na schodach wychyliła się moja siostra.
- Dell, co się stało - schodziła powoli po schodach, cały czas na mnie patrząc. Nie spojrzałam na nią i nie odpowiedziałam. Wtedy Sheel ukucnęła, łapiąc mnie jedną ręką za ramię.
- Co jest? Ktoś ci coś zrobił - czekała na odpowiedź.
- Sheel...nasi... - jąkałam się, kiedy płacz dusił mnie, przez co nie mogłam normalnie mówić. Nie wiedziałam, jak mam zacząć. - Nasi rodzice...
- Co z nimi - zmarszczyła czoło.
- Oni...oni nie żyją - wypowiadając te słowa, przytuliłam się do niej. Dziewczynę zatkało. Nie była pewna tego, co właśnie usłyszała. Czułam, jak się trzęsła.
- Niemożliwe, oni... - próbowała coś powiedzieć. Odchyliłam się lekko od niej i spojrzałam w jej oczy.
- Dzwoniła babcia. Powiedziała, że mieli wypadek uderzając w drzewo. Mówiła też, że... - nie dokończyłam, bo w tym czasie, Sheel przytuliła się mocno do mnie i zaczęła płakać. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej, a dziewczyna razem ze mną. Fala silnych drgań zalała nasze ciała. Leżałam plecami dotykając ściany, a Sheelin na moich nogach. Po tym, jak jej to powiedziałam, moje serce rozleciało się na miliardy kawałeczków. Bałam się ponownie spojrzeć w jej oczy. Wiedziałam, że ujrzę w nich ból, a nie mogłam patrzeć na cierpienie siostry. Byłam słaba. Ból rozrywał mnie od środka. Zamknęłam oczy, podnosząc głowę do góry.
- Babcia powiedziała, że gdy załatwią wszystkie formalności, przyjadą do nas - odezwałam się po kilkunastu minutach, jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała. Czułam, jak moje spodnie robią się mokre od jej łez. Sheelin była starsza ode mnie o dwa lata, ale jej zachowanie wcale nie było jakieś bardzo różniące się od mojego. Jako siostry byłyśmy w dobrych stosunkach. Wiadomo - kłótnie zdarzały się w każdym rodzeństwie, na szczęście u nas były one rzadkie. Nie wiem, co zrobiłabym bez siostry. Życie bez niej byłoby nudne i dziwne, zwłaszcza teraz. Nie obchodziło mnie, co z nami będzie. Moje myśli były zajęte przez sytuacje, mające dzisiaj miejsce. Wszystko było takie piękne, byliśmy idealną rodziną, ale nic nie trwa wiecznie. W tamtej chwili chciałam po prostu się zabić. Wszystko zawaliło się w tak krótkim czasie, tak nagle. Dlaczego akurat oni? Dlaczego, do cholery?
Leżałyśmy tak przez dobrą godzinę. Ciągle czułam łzy Sheel na moich nogach, które nie przestawały się z niej wydostawać. Wyczekiwałyśmy naszych dziadków. Zostali nam tylko oni... W końcu usłyszałyśmy warkot samochodu, więc obie spojrzałyśmy w kierunku drzwi, a potem na siebie.
- To pewnie dziadkowie - prawie że wyszeptała, nie podnosząc głowy z moich kolan. Wstałyśmy powoli, kiedy drzwi od domu zaczęły się otwierać. Babcia z dziadkiem pojawili się w drzwiach i spojrzawszy na nas, do ich oczu napłynęły łzy. Kobieta pokiwała lekko głową, wtedy podbiegłam do niej prosto w ramiona, a moja rozpacz powróciła. Wypłakiwałam się babci na ramieniu, a dziadek złapał moje.
- Zrobię herbaty dla wszystkich, a wy idźcie z babcią do salonu - nakazał cicho mężczyzna, a ja skinęłam głową zza ramienia kobiety. Razem z Sheel i babcią poszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na sofie. Żadna z nas nic nie mówiła. Przytuliłyśmy się do niej obie. Serce babci biło tak szybko jak moje, chcąc wyskoczyć z naszego ciała.
- Nic nie dało się zrobić - wyszeptała pytająco siostra, kierując te słowa do kobiety.
- Niestety nie, kochanie - zdjęła rękę ze mnie, a następnie wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i potarła nią nos. - Kiedy się dowiedziałam, od razu do was zadzwoniłam, po tym, jak zostało wszystko potwierdzone - mówiła. - Pojechaliśmy z dziadkiem do kostnicy - zauważyłam, że z jej oczu ponownie płynom łzy. - Nie mogłam uwierzyć, jak zobaczyłam moją córkę... - nie dokończyła, całkowicie się rozklejając i przytulając nas mocno do siebie. Dziadek przyniósł na czerwonej tacy nasze herbaty. Przysunął jedną do każdego, po czym usiadł i wlepił wzrok w swoje dłonie.
- Za bardzo ich kochaliśmy, żeby się z tym pogodzić - powiedział. Czułam, że próbuje zahamować swoją rozpacz przed nami, co było pewne. - Razem z babcią nie mogliśmy przyjąć tej wiadomości do siebie. Strata dziecka, to jak cios w samo serce - wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Zauważyłam wreszcie, że teraz i z jego twarzy leją się strumienie łez, odpuścił. Pierwszy raz go takiego widziałam. Tak, jak powiedział - strata dziecka, to jak cios w samo serce - tak samo, jak rodziców.
Nikt z nas nie miał ochoty na herbatę, która całkowicie wystygła. Siedzieliśmy milcząc i patrząc na ziemię. I pomyśleć, jak życie może się spieprzyć w jednej chwili. Mimo bólu, wiedziałam, że muszę walczyć. Wiedziałam, że muszę być silna dla nich - rodziców - oraz dziadków, siostry, jak i siebie samej. Nie mogłam ich zawieść, nie chciałam.
____________________________________________________
* Jeśli przeczytałeś - zostaw komentarz.
* Jeżeli możesz - udostępnij. Z góry dziękuję.
Ja i Ash znałyśmy się od pierwszej klasy. Jako dzieci codziennie spędzałyśmy ze sobą czas w szkole, jak i poza nią. Kiedy pierwszy raz się zobaczyłyśmy, od razu wiedziałyśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Lubiłyśmy to samo. Komedie romantyczne, jak i książki od przygodowych po romantyzm i science fiction, to to, bez czego nasze życie by nie istniało. Ubierałyśmy się bardzo podobnie i miałyśmy też praktycznie identyczne wymagania co do chłopaków. Obecnie nie mogłyśmy sobie pozwolić na spędzanie tyle czasu razem z powodu nauki. Co do wyglądu Ash, zawsze jej zazdrościłam co najmniej włosów i figury. Ona za to uwielbiała mój wygląd, choć nie wiedziałam, co w nim widziała.
Po dwóch godzinach wałkowania materiału z matmy, miałyśmy już dosyć, więc postanowiłyśmy skończyć na dzisiaj.
- Będę się powoli zbierać, rodzice niedługo powinni wrócić, a nawet do nich nie zadzwoniłam - powiedziałam, pakując książki i zeszyty do torby.
- Ok. Dzięki za pomoc. Jutro kartkówka, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła - podziękowała Ashley, sprzątając ze stołu szklanki po sokach.
- Nie ma za co. Zobaczymy się jutro - wstałam i pocałowałam dziewczynę w policzek. - Paa - dodałam wychodząc z pokoju. Dziewczyna pomachała mi, kiedy zamykałam drzwi wejściowe.
Był luty, więc wracając do domu, wiatr targał moje włosy. Poprawiłam plecak, zakładając go na oba ramiona, po czym zapięłam kurtkę pod samą szyję. Przez silny podmuch prawie straciłam równowagę, więc musiałam mocniej spiąć mięśnie.
Dochodząc do domu, nie zauważyłam samochodu rodziców, co oznaczało, że jeszcze nie dojechali. Oboje pracowali w firmie architektonicznej, więc jeździli do biura razem. Moi rodzice poznali się na studiach i od tamtego czasu byli nierozłączni. Przed drugim garażem stał, za to, samochód mojej siostry, który dostała w prezencie od dziadków za zdane prawo jazdy. Wygrzebałam klucze z kieszeni kurtki i otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Zdejmując kurtkę, a następnie buty, zadzwonił mój telefon. Na ekranie mojego iPhone wyświetliła się nazwa "babcia". Nadusiłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha trzymając go między ramieniem a uchem, kiedy męczyłam się z ostatnim butem.
- Halo - powiedziałam.
- Dell - zapytała babcia cienkim, ochrypłym głosem. Przez telefon słychać było, że płakała.
- Tak, babciu. Czy coś się stało?
- Ja...och dziecko. Nie mogę w to uwierzyć, mam złą wiadomość - zaszlochała kobieta i podciągnęła nosem.
- Jaką wiadomość? Dlaczego płaczesz - zapytałam zdziwiona i ciekawa odpowiedzi.
- Boże święty, dziecko, nie wiem, jak ci to powiedzieć. Twoi... - zamilkła na moment. - Twoi rodzice mieli wypadek.
Bum. Moje oczy "wystrzeliły" z orbit, a serce zaczęło mocnej bić. Co ona powiedziała? Wypadek? Jaki, kurwa, wypadek? To jakieś żarty? - Wypadli z trasy i uderzyli w drzewo - wyjaśniła. Jak to uderzyli w drzewo? Powiedźcie, że żartowała. Kurwa. Chciałam ich zobaczyć, miałam nadzieję, że nic im nie jest. Nie przeżyłabym, gdyby coś im się stało. Musiałam wszystko wiedzieć, musiałam się z nimi skontaktować.
- C...co? Przecież...Jak to się stało? Czy mogę... - chciałam coś powiedzieć, ale kobieta mi przerwała.
- Cholera, Dell, twoi rodzice nie żyją - wykrzyczała do telefonu, płacząc jeszcze mocniej. Moje ciało zesztywniało. Jak to nie żyją? To nie mogła być prawda. Czy to była jakaś ukryta kamera? Szloch babci wskazywał na to, że jednak nie. Patrzyłam na siebie w lustrze, a moje oczy już po sekundzie zaszkliły się przez łzy, które szybko rozlały się po mojej twarzy. Nie mogłam, nie potrafiłam nic powiedzieć. Słyszałam tylko płacz babci przez słuchawkę po drugiej stronie. Przez moją głowę ciągle przebiegały słowa: ''twoi rodzice nie żyją''. Wszystko we mnie zaczęło pulsować.
- Dziecko, jesteś tam - zapytała niepewnie babcia, po kilku dobrych minutach. - Powiedz coś.
- A...ale jak - pytałam, kiedy pewien ból ukuł moje serce.
- Przykro mi, że dowiadujesz się tego w taki sposób. Będzie dobrze, skarbie. Przekaż to siostrze. Kiedy załatwię z dziadkiem wszystkie formalności, przyjedziemy do was - mówiła kobieta, a ja jej w ogóle nie słuchałam. To było straszne i nie mogło dziać się naprawdę. Chciałam umrzeć, po prostu zasnąć i się nie obudzić. - Ty i Sheel musicie być silne. Przyjedziemy dzisiaj. Do widzenia, kochanie - pożegnała się ze mną i rozłączyła. Stałam jak słup. W lustrze widziałam, jak moja twarz zrobiła się cała czerwona od łez, a usta były sine. Strasznie zakręciło mi się w głowie, więc postanowiłam usiąść. Usadowiłam się na ziemie pod ścianą, przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i rozpłynęłam się w płaczu. Wyrywałam sobie włosy z głowy i cała się trzęsłam. Mój szloch widocznie było słychać w całym domu, gdyż na schodach wychyliła się moja siostra.
- Dell, co się stało - schodziła powoli po schodach, cały czas na mnie patrząc. Nie spojrzałam na nią i nie odpowiedziałam. Wtedy Sheel ukucnęła, łapiąc mnie jedną ręką za ramię.
- Co jest? Ktoś ci coś zrobił - czekała na odpowiedź.
- Sheel...nasi... - jąkałam się, kiedy płacz dusił mnie, przez co nie mogłam normalnie mówić. Nie wiedziałam, jak mam zacząć. - Nasi rodzice...
- Co z nimi - zmarszczyła czoło.
- Oni...oni nie żyją - wypowiadając te słowa, przytuliłam się do niej. Dziewczynę zatkało. Nie była pewna tego, co właśnie usłyszała. Czułam, jak się trzęsła.
- Niemożliwe, oni... - próbowała coś powiedzieć. Odchyliłam się lekko od niej i spojrzałam w jej oczy.
- Dzwoniła babcia. Powiedziała, że mieli wypadek uderzając w drzewo. Mówiła też, że... - nie dokończyłam, bo w tym czasie, Sheel przytuliła się mocno do mnie i zaczęła płakać. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej, a dziewczyna razem ze mną. Fala silnych drgań zalała nasze ciała. Leżałam plecami dotykając ściany, a Sheelin na moich nogach. Po tym, jak jej to powiedziałam, moje serce rozleciało się na miliardy kawałeczków. Bałam się ponownie spojrzeć w jej oczy. Wiedziałam, że ujrzę w nich ból, a nie mogłam patrzeć na cierpienie siostry. Byłam słaba. Ból rozrywał mnie od środka. Zamknęłam oczy, podnosząc głowę do góry.
- Babcia powiedziała, że gdy załatwią wszystkie formalności, przyjadą do nas - odezwałam się po kilkunastu minutach, jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała. Czułam, jak moje spodnie robią się mokre od jej łez. Sheelin była starsza ode mnie o dwa lata, ale jej zachowanie wcale nie było jakieś bardzo różniące się od mojego. Jako siostry byłyśmy w dobrych stosunkach. Wiadomo - kłótnie zdarzały się w każdym rodzeństwie, na szczęście u nas były one rzadkie. Nie wiem, co zrobiłabym bez siostry. Życie bez niej byłoby nudne i dziwne, zwłaszcza teraz. Nie obchodziło mnie, co z nami będzie. Moje myśli były zajęte przez sytuacje, mające dzisiaj miejsce. Wszystko było takie piękne, byliśmy idealną rodziną, ale nic nie trwa wiecznie. W tamtej chwili chciałam po prostu się zabić. Wszystko zawaliło się w tak krótkim czasie, tak nagle. Dlaczego akurat oni? Dlaczego, do cholery?
Leżałyśmy tak przez dobrą godzinę. Ciągle czułam łzy Sheel na moich nogach, które nie przestawały się z niej wydostawać. Wyczekiwałyśmy naszych dziadków. Zostali nam tylko oni... W końcu usłyszałyśmy warkot samochodu, więc obie spojrzałyśmy w kierunku drzwi, a potem na siebie.
- To pewnie dziadkowie - prawie że wyszeptała, nie podnosząc głowy z moich kolan. Wstałyśmy powoli, kiedy drzwi od domu zaczęły się otwierać. Babcia z dziadkiem pojawili się w drzwiach i spojrzawszy na nas, do ich oczu napłynęły łzy. Kobieta pokiwała lekko głową, wtedy podbiegłam do niej prosto w ramiona, a moja rozpacz powróciła. Wypłakiwałam się babci na ramieniu, a dziadek złapał moje.
- Zrobię herbaty dla wszystkich, a wy idźcie z babcią do salonu - nakazał cicho mężczyzna, a ja skinęłam głową zza ramienia kobiety. Razem z Sheel i babcią poszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na sofie. Żadna z nas nic nie mówiła. Przytuliłyśmy się do niej obie. Serce babci biło tak szybko jak moje, chcąc wyskoczyć z naszego ciała.
- Nic nie dało się zrobić - wyszeptała pytająco siostra, kierując te słowa do kobiety.
- Niestety nie, kochanie - zdjęła rękę ze mnie, a następnie wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i potarła nią nos. - Kiedy się dowiedziałam, od razu do was zadzwoniłam, po tym, jak zostało wszystko potwierdzone - mówiła. - Pojechaliśmy z dziadkiem do kostnicy - zauważyłam, że z jej oczu ponownie płynom łzy. - Nie mogłam uwierzyć, jak zobaczyłam moją córkę... - nie dokończyła, całkowicie się rozklejając i przytulając nas mocno do siebie. Dziadek przyniósł na czerwonej tacy nasze herbaty. Przysunął jedną do każdego, po czym usiadł i wlepił wzrok w swoje dłonie.
- Za bardzo ich kochaliśmy, żeby się z tym pogodzić - powiedział. Czułam, że próbuje zahamować swoją rozpacz przed nami, co było pewne. - Razem z babcią nie mogliśmy przyjąć tej wiadomości do siebie. Strata dziecka, to jak cios w samo serce - wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Zauważyłam wreszcie, że teraz i z jego twarzy leją się strumienie łez, odpuścił. Pierwszy raz go takiego widziałam. Tak, jak powiedział - strata dziecka, to jak cios w samo serce - tak samo, jak rodziców.
Nikt z nas nie miał ochoty na herbatę, która całkowicie wystygła. Siedzieliśmy milcząc i patrząc na ziemię. I pomyśleć, jak życie może się spieprzyć w jednej chwili. Mimo bólu, wiedziałam, że muszę walczyć. Wiedziałam, że muszę być silna dla nich - rodziców - oraz dziadków, siostry, jak i siebie samej. Nie mogłam ich zawieść, nie chciałam.
____________________________________________________
* Jeśli przeczytałeś - zostaw komentarz.
* Jeżeli możesz - udostępnij. Z góry dziękuję.
Awww. To było takie przecudowne.
OdpowiedzUsuńBędę czytać. Obiecuje xx
Dziękuję bardzo, cieszę się, że Ci się spodobało ;) xx
Usuńczemu od początku takie smutne? :'( mam nadzieje że następne rozdziały będą weselsze ;)
OdpowiedzUsuńBędzie to coś w zasadzie dramatu, ale nie obejdzie się od szczęśliwych scen oraz tych bardziej intymnych - mogę Cię o to zapewnić. ;)
Usuń