poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział II

  Trzy dni później odbył się pogrzeb moich rodziców, na którym pojawiła się cała nasza rodzina oraz chłopak Sheel, Zayn. Nie chciałam, by ten dzień w końcu nadszedł, nie wyobrażałam sobie tego. To nie było przyjemne patrzeć na to wszystko wokół. Po kościele wszyscy zebrani przeszli na cmentarz i zebrali się wokół wykopanych dołów. Rodzice mieli leżeć obok siebie. Nogi uginały się pode mną, kiedy ksiądz zaczął mówić do mikrofonu. Zakryłam uszy i odeszłam kawałek dalej, koło siostry i jej chłopaka. Przynajmniej nie była sama w tym dniu i  mogła liczyć na niego zawsze, o czym dobrze wiedziała. Zayn miał 20 lat, więc był starszy od niej o dwa lata, a ode mnie o cztery, ale nie przeszkadzało mi to, by normalnie z nim rozmawiać. Był bardzo przystojny i w zasadzie nie musiał robić nic, aby wyglądać tak dobrze, niczym model. Był fajnym chłopakiem, a ja naprawdę go lubiłam. Zazdrościłam siostrze, że był przy niej zawsze, kiedy go potrzebowała. Wtedy, na pogrzebie, również. Widziałam, jak przytulał do siebie zrozpaczoną Sheelin, jednocześnie przytrzymując ją, aby w razie czego nie upadła. To bardzo miłe z jego strony. Cieszyłam się, że tu był i ją wspierał, w tych trudnych momentach jej życia. Potrzebowała tego. Ja dawałam jakoś radę stać, lecz też momentami dusiłam się płaczem. Nie mogłam patrzeć wcześniej na ciała rodziców leżących w trumnach, jak i teraz, kiedy wkładano ich głęboko pod ziemię. Odwróciłam się i schowałam za babcią, przytulającą dziadka i płaczącą na jego ramieniu. Kiedy umieszczono drewniane skrzynie na swoich miejscach, przybyli ludzie podchodzili po kolei, rzucając na nie kwiaty. Nie chciałam tam podchodzić, nie chciałam tam zaglądać. Poprosiłam dziadków, aby zrobili to za mnie. Po tym, jak ludzie pozostawili wieńce na trumnach, złożyli nam ostatnie kondolencje, po czym zaczęli się powoli rozchodzić. Moja siostra płakała, klęcząc przy miejscu, gdzie znajdowały się wykopane doły. Wszyscy odwracali głowy, patrząc na nią z litością i żalem. Podeszłam do niej i przytuliłam ją, prosząc jednocześnie Zayn'a, żeby zabrał ją do samochodu, więc wziął ją pod łokieć i poszli razem z dziadkami w kierunku wyjścia.
- A ty nie idziesz - zapytał dziadek, widząc mnie stojącą i patrzącą na trumny w dole.
- Eh...zostanę jeszcze chwilkę. Dajcie mi minutkę - mężczyzna zgodził się, kiwając głową i poszedł za resztą. Schowałam twarz w dłoniach, krzycząc na całe gardło. Nie mogłam tego znieść. Nie chciałam, żeby rodzice mnie zostawili, nie chciałam. Błagałam Boga o to, by mi ich zwrócił, padając na kolana. Przechodzący nieznajomi, którzy przybyli do swoich bliskich zmarłych na groby, patrzyli na mnie, widząc w jakim jestem stanie. Nie przejmowałam się nimi, nie przejmowałam się już niczym. Marzyłam, żeby przytulić mamę i tatę i powiedzieć im, jak bardzo ich kocham, ale nie mogłam. Nie zdążyłam się z nimi pożegnać. Za nim się spostrzegłam, z nieba lunął deszcz. Tusz na moich oczach momentalnie spłynął. I po co robiłam dzisiaj makijaż? Miałam za swoje. Wiał wiatr, a ja byłam cała przemoknięta, dlatego postanowiłam wracać do dziadków oraz mojej siostry i Zayn'a. Wstałam, otrzepując kolana od piasku i spojrzałam ostatni raz na wykopane doły, a potem w niebo, prosząc ponownie Boga, aby się nimi opiekował.
  Gdy wróciliśmy wszyscy do domu, ściągnęłam buty, a następnie ruszyłam po schodach do pokoju. Dotarłszy na górę, trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko, twarzą do niego. Płakałam dzisiaj, już chyba, po raz setny. Byłam cholernie zmęczona ciągłym szlochem, emocjami, targającymi mnie za włosy, oraz wydarzeniami, przez które działy się te wszystkie rzeczy. Odwróciłam się na plecy i spojrzałam na zdjęcie, znajdujące się na mojej szafce nocnej. Wzięłam je do ręki. Fotografia przedstawiała moich rodziców na swoim ślubie. Byli tacy szczęśliwi. Żałowałam, że teraz tak nie było, i że to już nigdy się nie powtórzy. Pragnęłam mieć ich przy sobie z całych sił. Mówiłam sama do siebie, łamiącym głosem, jak bardzo ich kocham. To oni dali mi życie, gdyby nie oni, nie byłoby mnie tu teraz. Może i lepiej...
  Po chwili ktoś zapukał do moich drzwi, więc odłożyłam zdjęcie i przetarłam oczy. Za drzwiami usłyszałam głos siostry.
- Dell - zapytała cicho, uchylając drzwi do mojego pokoju. - Jesteś głodna? Babcia zaproponowała, że zrobi makaron z serem. 
- Jasne - pokiwałam głową i cicho wymamrotałam. Nie byłam głodna, ale ostatnio nic nie jadłam, więc musiałam to w końcu zrobić. 
- Dell - Sheel weszła do środka, zamykając cicho, za sobą, drzwi i podeszła do łóżka, siadając na jego skrawku. - Wiem, jak ci ciężko, mi również, ale wierzę, że damy radę. Nie jesteś sama, masz mnie i dziadków. - Złapała mnie za rękę i lekko ją ścisnęła. - Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebować mojej pomocy, ja zawsze postaram ci się pomóc. 
- Jasne, dziękuję - spojrzałam na nią, po tym, jak wpatrywałam się w podłogę, wymuszając z siebie lekki uśmiech. 
- Cieszę się, że rozumiesz - położyła rękę na moim ramieniu. - Naprawdę wierzę, że damy radę, musimy się tylko postarać z całych sił. - Moje oczy wypełniły się momentalnie łzami. Tak bardzo kochałam swoją siostrę. Gdyby nie ona, mogłabym już spokojnie umierać. Nie wytrzymałam i przytuliłam się do jej piersi, opierając na niej swój policzek. Dziewczyna oplotła mnie ramionami i pocałowała w głowę. 
- Nie płacz. Jesteś za śliczna, a płacz tylko dodaje zmarszczek - zażartowała. Uśmiechnęłam się teraz szczerze, patrząc w jej oczy. 
- Kocham cię, Sheel. Dziękuję za wszystko - powiedziałam szczerze, na co ta się łagodnie uśmiechnęła i pocałowała mnie teraz w policzek, a następnie wstała. 
- Muszę iść pomóc babci. Przebierz się i zejdź na dół - odwróciła się i otworzyła drzwi. Skinęłam głową i również wstałam. - A, i pamiętaj o czym ci mówiłam - odwróciła się na moment, więc stanęłam przed nią. - Nie płacz, kochana. Do zobaczenia na dole - puściła mi oczko, a następnie wyszła. Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie, a moje kąciki ust podniosły się w górę. ''Tak, dam radę, dla was'' powiedziałam w myślach, później udałam się do łazienki wziąć prysznic, zmyć, i tak już prawie niewidoczny, makijaż, po czym przebrałam się, zdjęłam rącznik z głowy i poszłam na dół. 
  Kiedy zeszłam, babcia nakładała makaron z serem na talerze, a siostra, Zayn i dziadek siedzieli przed telewizorem w salonie, oglądając jakiś mecz.
- Chodźcie do stołu, za nim wystygnie - krzyknęła kobieta, więc wszyscy pośpiesznie wstali z sofy i zasiedli do stołu. 
- Jestem już, naprawdę, porządnie głodny - oznajmił dziadek, pocierając ręce. Po chwili wszyscy już jedli. Mimo, że nie byłam głodna, musiałam zjeść chociaż trochę. Nie chciałam zemdleć w pierwszym lepszym miejscu. Zdziwiłam się, że z mojego talerza wszystko zniknęło. Rozbolał mnie brzuch, dlatego wstałam od stołu, przepraszając i dziękując zarazem. Poszłam do ubikacji i stanęłam przed lustrem, kiedy nagle poczułam, że cały posiłek, który wcześniej zjadłam, teraz mi się cofał. Podbiegłam do toalety, podnosząc klapę i kucając na kolana. Zwróciłam wszystko. Smak w moich ustach był okropny, a gardło paliło mnie jak cholera. Zrobiło mi się znowu nie dobrze, kiedy na to spojrzałam, więc wstałam i wcisnęłam spłuczkę. Wzięłam szczoteczkę do zębów, nałożyłam na nią odrobinę pasty i wzięłam ją do ust. Moje wymioty były pewnie spowodowane tym, że nie jadłam przez ostatnie kilka dni, a teraz, za wcześnie po takiej przerwie, zjadłam za dużo i za szybko. Nawet nad tym nie myślałam. 
  Po umyciu zębów, rozczesałam, jeszcze wilgotne, włosy, następnie udałam się na górę. Wzięłam laptopa i przeglądnęłam całego facebooka, na którym nie było mnie od kilku dni, po czym weszłam na twittera i podałam kilka twittów dalej. Odłożyłam komputer i postanowiłam, że coś poczytam, żeby nie myśleć o wszystkich zmartwieniach. Wybrałam książkę : ''Harry Potter i Kamień Filozoficzny'', ale po przeczytaniu kilku stron, szybko mi się to znudziło, więc odłożyłam książkę, stwierdzając, że najlepiej będzie trochę się zdrzemnąć. Po kilkunastu minutach już spałam. Śnili mi się moi rodzice, szczęśliwi i tacy młodzi. Oczywiście przed śmiercią nie byli nie wiadomo jacy grubi, ale w moim śnie różnicę było widać znaczną. Domyślałam się, że to oni jeszcze przed swoim ślubem, kiedy nie było ani mnie, ani Sheel. Widok ich razem, spacerujących za rękę, przyprawiał o zawrót głowy, w pozytywnym sensie. Mogłam się założyć, że po moich oczach spływały wtedy łzy, ale nie byłam pewna. Skupiałam się tylko na tej pięknej miłości ich dwojga. Niestety, po około dwóch godzinach, otworzyłam oczy, gdyż mój telefon zaczął dzwonić. Podniosłam komórkę ze stolika i przejechałam palcami po ekranie. Dzwoniła Ashley. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, mówiąc ''halo''. 
- Hej, Dell. Jak się czujesz - zapytała z troską przyjaciółka.
- Um...bez różnicy.
- Rozumiem. Więc pewnie nie będziesz chciała nigdzie wyjść? Zgaduję. 
- Przepraszam, nie jestem w formie - było mi przykro, odmawiając jej. Od dnia, kiedy pomagałam jej w nauce, nie widziałam jej, ani z nią nie pisałam. Nie chodziłam przez te dni do szkoły, więc tam również się nie widziałyśmy. Była dzisiaj na pogrzebie, ale nie miałyśmy jakoś czasu, żeby porozmawiać. Brakowało mi jej. Naprawdę było mi bardzo przykro. 
- Och...ok, rozumiem. Jeżeli będziesz chciała gdzieś wyjść, albo chociaż pogadać, to daj mi znać - powiedziała, a ja się zgodziłam. Gdy pożegnała się ze mną, rozłączyłam się, odkładając telefon z powrotem na swoje miejsce. 
  Przez resztę dnia, albo siedziałam przed laptopem leżąc, albo grałam na telefonie w durnowate gry. Zeszłam na dół ok. 18 tylko po to, by zjeść trochę kolacji, pamiętając, że nie mogę jeść zbyt wiele, a potem ponownie poszłam do pokoju i zasnęłam w tym, w czym byłam ubrana. To był ciężki dzień dla wszystkich. Cieszyłam się, że wreszcie dobiegał końca.

___________________________________________________________________

* Jeśli przeczytałeś - zostaw komentarz. 

* Jeżeli możesz - udostępnij.  Z góry dziękuję.  




UWAGA!!!  MAŁY SPOILER!!!
(Nie chcesz - nie czytaj)

Od kolejnego rozdziału zacznie się już prawdziwa akcja, gdzie nie będzie tak pochmurno. Pojawi się też Harry, który ponownie namiesza w życiu Delii. 
Myślę, że warto czekać. Pozdrawiam! ;) x
PS wybaczcie też za krótki rozdział, ale był to rozdział, zamykający wstęp, więc nie było co w nim opisywać. 



sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział I

  Dochodziła godzina 16, kiedy siedziałyśmy z Ashley w jej salonie, przy książkach. Poszłyśmy do niej zaraz po szkole, ponieważ dziewczyna poprosiła mnie o pomoc w nauce. Co prawda, nie byłam jakąś pilną uczennicą i miałam czasami problemy z nauką, ale ten temat rozumiałam doskonale, w porównaniu z przyjaciółką, która zupełnie tego nie ogarniała.
  Ja i Ash znałyśmy się od pierwszej klasy. Jako dzieci codziennie spędzałyśmy ze sobą czas w szkole, jak i poza nią. Kiedy pierwszy raz się zobaczyłyśmy, od razu wiedziałyśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Lubiłyśmy to samo. Komedie romantyczne, jak i książki od przygodowych po romantyzm i science fiction, to to, bez czego nasze życie by nie istniało. Ubierałyśmy się bardzo podobnie i miałyśmy też praktycznie identyczne wymagania co do chłopaków. Obecnie nie mogłyśmy sobie pozwolić na spędzanie tyle czasu razem z powodu nauki. Co do wyglądu Ash, zawsze jej zazdrościłam co najmniej włosów i figury. Ona za to uwielbiała mój wygląd, choć nie wiedziałam, co w nim widziała.
  Po dwóch godzinach wałkowania materiału z matmy, miałyśmy już dosyć, więc postanowiłyśmy skończyć na dzisiaj.
- Będę się powoli zbierać, rodzice niedługo powinni wrócić, a nawet do nich nie zadzwoniłam - powiedziałam, pakując książki i zeszyty do torby.
- Ok. Dzięki za pomoc. Jutro kartkówka, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła - podziękowała Ashley, sprzątając ze stołu szklanki po sokach.
- Nie ma za co. Zobaczymy się jutro - wstałam i pocałowałam dziewczynę w policzek. - Paa - dodałam wychodząc z pokoju. Dziewczyna pomachała mi, kiedy zamykałam drzwi wejściowe.
  Był luty, więc wracając do domu, wiatr targał moje włosy. Poprawiłam plecak, zakładając go na oba ramiona, po czym zapięłam kurtkę pod samą szyję. Przez silny podmuch prawie straciłam równowagę, więc musiałam mocniej spiąć mięśnie.
  Dochodząc do domu, nie zauważyłam samochodu rodziców, co oznaczało, że jeszcze nie dojechali. Oboje pracowali w firmie architektonicznej, więc jeździli do biura razem.  Moi rodzice poznali się na studiach i od tamtego czasu byli nierozłączni. Przed drugim garażem stał, za to, samochód mojej siostry, który dostała w prezencie od dziadków za zdane prawo jazdy. Wygrzebałam klucze z kieszeni kurtki i otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Zdejmując kurtkę, a następnie buty, zadzwonił mój telefon. Na ekranie mojego iPhone wyświetliła się nazwa "babcia". Nadusiłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha trzymając go między ramieniem a uchem, kiedy męczyłam się z ostatnim butem.
- Halo - powiedziałam.
- Dell - zapytała babcia cienkim, ochrypłym głosem. Przez telefon słychać było, że płakała.
- Tak, babciu. Czy coś się stało?
- Ja...och dziecko. Nie mogę w to uwierzyć, mam złą wiadomość - zaszlochała kobieta i podciągnęła nosem.
- Jaką wiadomość? Dlaczego płaczesz - zapytałam zdziwiona i ciekawa odpowiedzi.
- Boże święty, dziecko, nie wiem, jak ci to powiedzieć. Twoi... - zamilkła na moment. - Twoi rodzice mieli wypadek.
  Bum. Moje oczy "wystrzeliły" z orbit, a serce zaczęło mocnej bić. Co ona powiedziała? Wypadek? Jaki, kurwa, wypadek? To jakieś żarty? - Wypadli z trasy i uderzyli w drzewo - wyjaśniła. Jak to uderzyli w drzewo? Powiedźcie,  że żartowała. Kurwa. Chciałam ich zobaczyć, miałam nadzieję, że nic im nie jest. Nie przeżyłabym, gdyby coś im się stało. Musiałam wszystko wiedzieć, musiałam się z nimi skontaktować. 
- C...co? Przecież...Jak to się stało? Czy mogę... - chciałam coś powiedzieć, ale kobieta mi przerwała. 
 - Cholera, Dell, twoi rodzice nie żyją - wykrzyczała do  telefonu, płacząc jeszcze mocniej. Moje ciało zesztywniało. Jak to nie żyją? To nie mogła być prawda. Czy to była jakaś ukryta kamera? Szloch babci wskazywał na to, że jednak nie. Patrzyłam na siebie w lustrze, a moje oczy już po sekundzie zaszkliły się przez łzy, które szybko rozlały się po mojej twarzy. Nie mogłam, nie potrafiłam nic powiedzieć. Słyszałam tylko płacz babci przez słuchawkę po drugiej stronie. Przez moją głowę ciągle przebiegały słowa: ''twoi rodzice nie żyją''. Wszystko we mnie zaczęło pulsować.
- Dziecko, jesteś tam - zapytała niepewnie babcia, po kilku dobrych minutach. - Powiedz coś.
- A...ale jak - pytałam, kiedy pewien ból ukuł moje serce.
- Przykro mi, że dowiadujesz się tego w taki sposób. Będzie dobrze, skarbie. Przekaż to siostrze. Kiedy załatwię z dziadkiem wszystkie formalności, przyjedziemy do was - mówiła kobieta, a ja jej w ogóle nie słuchałam. To było straszne i nie mogło dziać się naprawdę. Chciałam umrzeć, po prostu zasnąć i się nie obudzić. - Ty i Sheel musicie być silne. Przyjedziemy dzisiaj. Do widzenia, kochanie - pożegnała się ze mną i rozłączyła. Stałam jak słup. W lustrze widziałam, jak moja twarz zrobiła się cała czerwona od łez, a usta były sine. Strasznie zakręciło mi się w głowie, więc postanowiłam usiąść. Usadowiłam się na ziemie pod ścianą, przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i rozpłynęłam się w płaczu. Wyrywałam sobie włosy z głowy i cała się trzęsłam. Mój szloch widocznie było słychać w całym domu, gdyż na schodach wychyliła się moja siostra.
- Dell, co się stało - schodziła powoli po schodach, cały czas na mnie patrząc. Nie spojrzałam na nią i nie odpowiedziałam. Wtedy Sheel ukucnęła, łapiąc mnie jedną ręką za ramię.
- Co jest? Ktoś ci coś zrobił - czekała na odpowiedź.
- Sheel...nasi... - jąkałam się, kiedy płacz dusił mnie, przez co nie mogłam normalnie mówić. Nie wiedziałam, jak mam zacząć. - Nasi rodzice...
- Co z nimi - zmarszczyła czoło.
- Oni...oni nie żyją - wypowiadając te słowa, przytuliłam się do niej. Dziewczynę zatkało. Nie była pewna tego, co właśnie usłyszała. Czułam, jak się trzęsła.
- Niemożliwe, oni... - próbowała coś powiedzieć. Odchyliłam się lekko od niej i spojrzałam w jej oczy. 
- Dzwoniła babcia. Powiedziała, że mieli wypadek uderzając w drzewo. Mówiła też, że... - nie dokończyłam, bo w tym czasie, Sheel przytuliła się mocno do mnie i zaczęła płakać. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej, a dziewczyna razem ze mną. Fala silnych drgań zalała nasze ciała. Leżałam plecami dotykając ściany, a Sheelin na moich nogach. Po tym, jak jej to powiedziałam, moje serce rozleciało się na miliardy kawałeczków. Bałam się ponownie spojrzeć w jej oczy. Wiedziałam, że ujrzę w nich ból, a nie mogłam patrzeć na cierpienie siostry. Byłam słaba. Ból rozrywał mnie od środka. Zamknęłam oczy, podnosząc głowę do góry. 
- Babcia powiedziała, że gdy załatwią wszystkie formalności, przyjadą do nas - odezwałam się po kilkunastu minutach, jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała. Czułam, jak moje spodnie robią się mokre od jej łez. Sheelin była starsza ode mnie o dwa lata, ale jej zachowanie wcale nie było jakieś bardzo różniące się od mojego. Jako siostry byłyśmy w dobrych stosunkach. Wiadomo - kłótnie zdarzały się w każdym rodzeństwie, na szczęście u nas były one rzadkie. Nie wiem, co zrobiłabym bez siostry. Życie bez niej byłoby nudne i dziwne, zwłaszcza teraz. Nie obchodziło mnie, co z nami będzie. Moje myśli były zajęte przez sytuacje, mające dzisiaj miejsce. Wszystko było takie piękne, byliśmy idealną rodziną, ale nic nie trwa wiecznie. W tamtej chwili chciałam po prostu się zabić. Wszystko zawaliło się w tak krótkim czasie, tak nagle. Dlaczego akurat oni? Dlaczego, do cholery? 
  Leżałyśmy tak przez dobrą godzinę. Ciągle czułam łzy Sheel na moich nogach, które nie przestawały się z niej wydostawać. Wyczekiwałyśmy naszych dziadków. Zostali nam tylko oni... W końcu usłyszałyśmy warkot samochodu, więc obie spojrzałyśmy w kierunku drzwi, a potem na siebie.
- To pewnie dziadkowie - prawie że wyszeptała, nie podnosząc głowy z moich kolan. Wstałyśmy powoli, kiedy drzwi od domu zaczęły się otwierać. Babcia z dziadkiem pojawili się w drzwiach i spojrzawszy na nas, do ich oczu napłynęły łzy. Kobieta pokiwała lekko głową, wtedy podbiegłam do niej prosto w ramiona, a moja rozpacz powróciła. Wypłakiwałam się babci na ramieniu, a dziadek złapał moje.
- Zrobię herbaty dla wszystkich, a wy idźcie z babcią do salonu - nakazał cicho mężczyzna, a ja skinęłam głową zza ramienia kobiety. Razem z Sheel i babcią poszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na sofie. Żadna z nas nic nie mówiła. Przytuliłyśmy się do niej obie. Serce babci biło tak szybko jak moje, chcąc wyskoczyć z naszego ciała.
- Nic nie dało się zrobić - wyszeptała pytająco siostra, kierując te słowa do kobiety. 
- Niestety nie, kochanie - zdjęła rękę ze mnie, a następnie wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i potarła nią nos. - Kiedy się dowiedziałam, od razu do was zadzwoniłam, po tym, jak zostało wszystko potwierdzone - mówiła. - Pojechaliśmy z dziadkiem do kostnicy - zauważyłam, że z jej oczu ponownie płynom łzy. - Nie mogłam uwierzyć, jak zobaczyłam moją córkę... - nie dokończyła, całkowicie się rozklejając i przytulając nas mocno do siebie. Dziadek przyniósł na czerwonej tacy nasze herbaty. Przysunął jedną do każdego, po czym usiadł i wlepił wzrok w swoje dłonie. 
- Za bardzo ich kochaliśmy, żeby się z tym pogodzić - powiedział. Czułam, że próbuje zahamować swoją rozpacz przed nami, co było pewne. - Razem z babcią nie mogliśmy przyjąć tej wiadomości do siebie. Strata dziecka, to jak cios w samo serce - wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Zauważyłam  wreszcie, że teraz i z jego twarzy leją się strumienie łez, odpuścił. Pierwszy raz go takiego widziałam. Tak, jak powiedział - strata dziecka, to jak cios w samo serce - tak samo, jak rodziców. 
  Nikt z nas nie miał ochoty na herbatę, która całkowicie wystygła. Siedzieliśmy milcząc i patrząc na ziemię. I pomyśleć, jak życie może się spieprzyć w jednej chwili. Mimo bólu, wiedziałam, że muszę walczyć. Wiedziałam, że muszę być silna dla nich - rodziców - oraz dziadków, siostry, jak i siebie samej. Nie mogłam ich zawieść, nie chciałam. 

____________________________________________________

 * Jeśli przeczytałeś - zostaw komentarz. 

* Jeżeli możesz - udostępnij.  Z góry dziękuję. 
 

czwartek, 12 czerwca 2014

Wstęp






  Dziewczyna, która straciła wszystko
oraz chłopak, który rozkochał ją w sobie,
odbierając jej jeszcze więcej...


Ich "Miłość",
Wspólne marzenia,
Kłamstwo,
Rozpacz,
Ból,
Pożądanie

Jego porażka...
...jej śmierć.



"CRASH"